Jak to nikt przy egzaminie
byle czym się nie wywinie
Nie ćwierkanie, nie zabawy, w głowie dziś poważne sprawy! Młodym ptaszkom zrzedły miny, bo za pasem — egzaminy. Chociaż pilnie sezon cały na naukę uczęszczały, dziś niektórym cierpnie skóra: jak wypadnie ich cenzura?
Przełożona, pani sowa, nie za bardzo jest surowa. By pochwalić się uczniami, zaprosiła na egzamin starsze ptaki z barwnym piórkiem, płowe myszy i wiewiórkę. Przyszły także dwa zające, bo egzamin jest na łące, pośród krzewów. Polna grusza gałązkami lekko rusza.
Elemelek na ostatku odpowiada. Dosyć gładko czyta, pisze — wcale, wcale! Język wróbli zna wspaniale, więc pomylić się nie może. Z rachunkami poszło gorzej i popełnił małe grzeszki, kiedy dodać miał orzeszki. Ale za to popis śliczny w wychowaniu dał fizycznym: różne skoki i fruwanie, skrzydełkami trzepotanie, kąpiel w piasku i tak dalej...
Wszyscy zgodnie mu klaskali.
Teraz jeszcze obcy język. Kto w przedmiocie tym zwycięży? Sikoreczki po kosiemu, kosy znów po drozdowemu śpiewać mają wierszyk mały. Młode sójki zaś wybrały gołąbkowy głos: gruchanie, choć niełatwe to zadanie.
A wróbelek? Mówiąc szczerze tremę ma, aż litość bierze. Bo powiedział przed miesiącem, że głosiki te gwiżdżące, te drozdowe albo kosie, on ma, z przeproszeniem, w nosie.
— Gdy studiować, to już czysty skowronkowy trel srebrzysty. Dla zdolnego bowiem ptaszka obcy język — to igraszka!
Tak się chwalił Elemelek. Czy pracował? No, niewiele...
Słuchał raz o wschodzie słonka, jak się srebrzy śpiew skowronka i od razu zmienił zamiar.
— To okropnie trudna gama! Ćwiczyć trzeba w pocie czoła. Czyż nie lepiej jest dzięcioła naśladować, który w lesie kuje, aż się echo niesie? Stuknę dziobem w pień gruszkowy i egzamin mam już z głowy!
Postanowił więc, że woli dźwięków uczyć się dzięciolich. Sowy wcale się nie pytał, zdecydował sam — i kwita. Ale dziś, przed egzaminem, niewyraźną coś ma minę: może mu zarzuci sowa, że języków nie studiował?...
— No, wróbelku — sowa powie — twoja kolej! Teraz dowiedź, jakie twej nauki skutki. Zanuć srebrne dwie, trzy nutki skowronkowe.
Elemelek poczuł ciarki w całym ciele. Dziób otworzył. Niesłychanie zdziwił wszystkich, bo gęganie się rozległo tak udane, jak przez gąskę zagęgane. Elemelek na swym sęku stoi sztywno, pełen lęku, nastroszony i zdziwiony. Dziobek trzyma rozdziawiony i rozdziawia coraz szerzej, bo wprost uszom nie chce wierzyć: mógłby niemal sam przysięgać, że on, wróbel, gęgęgęga...
Sowa wkłada okulary i powtarza:
— Nie do wiary! Umiesz gęgać? Z taką wprawą? Elemelku, piątka, brawo!
— Brawo! — klaszczą też słuchacze.
A wtem się poruszył krzaczek i gdy szmer pochwalny ustał, wyszła z krzaka gąska tłusta, wesolutka, młoda, biała i „GĘ-GĘ-GĘ” - zagę-gała.
— Więc nie wróbel! Więc to ona! Sprawa teraz wyjaśniona!
Elemelek, niebożątko, musiał się pożegnać z piątką. Sowa nic się nie gniewała, lecz ocenę niską dała: język obcy — trójka minus. A od dwói się wywinął, bo nie gorzej od dzięcioła pień ostukał dookoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz